Wspominamy Wojtka Belona
Dodał: Marta Data: 2024-05-03 09:58:58 (czytane: 10247)
Przeglądając materiały udostępnione przez Pana Leszka Marcińca, chcemy podzielić się z naszymi Czytelnikami wspomnieniami o Wojtku Belonie z czasów, kiedy mieszkał w Busku-Zdroju.
Wojtek we wspomnieniach znajomych i kolegów
Ze wspomnień Antoniego Krali
Wychowawcą klasy VIII Szkoły Ćwiczeń przy LP i SN w Busku Zdroju w roku szkolnym 1966/67 był matematyk, mgr Antoni Krala, który tak wspomina swego ucznia – Wojtka Belona.
Wojtek był indywidualnością klasy VIII , on zawsze pierwszy „rzucał” się w oczy. Interesował się muzyką młodzieżową, uczył się grać na gitarze, a swe umiejętności często prezentował na lekcjach, na tzw. godzinach wychowawczych. Na tych lekcjach były dyskusje dotyczące zespołów muzycznych, takich jak: „Czerwone Gitary”, „Czerwono – Czarni”, „Niebiesko – Czarni” oraz „BEATLES”. Wojtek zbierał zdjęcia tych zespołów i prezentował je na godzinach wychowawczych. Drugim jego hobby był udział w biwakach i wycieczkach po najbliższej okolicy. W czasie ognisk na biwakach , Wojtek kierował śpiewem grupy i akompaniował grą na gitarze. Antoni Krala był opiekunem grupy rajdowej (klasy do której uczęszczał Wojtek). Był to 3- dniowy Rajd po Ziemi Wiślan, organizowany corocznie przez ZO PTTK, w miesiącu maju. Na zakończenie rajdu było w Wiślicy wspólne ognisko wszystkich grup rajdowych i już wówczas , przy ognisku Wojtek z gitarą w ręku śpiewał piosenki turystyczne o regionie. Jak się okazało, były to początki jego późniejszej działalności poetycko – pieśniarskiej.
Szkolna zabawa
W roku 1969, Wojtek Belon był uczniem Liceum Ogólnokształcącego w Busku Zdroju. Jako siedemnastolatek, wesoły i przystojny młodzieniec, lubił szkolne zabawy taneczne, które były organizowane w sali gimnastycznej.
Pewnego razu, w czasie takiej zabawy, Wojtek zauważył w tłumie dziewcząt, jakąś „nową twarz”. Podszedł do nieznajomej dziewczyny i poprosił ją do tańca, a że nie należał do nieśmiałych, rozpoczął konwersację.
Ty zapewne nie chodzisz do naszej „budy”, bo jakoś nigdy cię nie widziałem, pewnie jesteś z „chemika”? (tak nazywano istniejące wówczas w Busku Zdroju Technikum Chemiczne).
Tak – odpowiedziała nieznajoma.
To zapewne znasz moją siostrę? – zapytał.
A jak się nazywa twoja siostra? – Masia Belon – odpowiedział.
Znam ją, uczę ją matematyki.
Nie opowiadaj głupstw, powiedział Wojtek. Masia jest dobrą uczennicą i na żadne korepetycje nie musi chodzić.
Nieznajoma nie spierała się z Wojtkiem, a że orkiestra przestała grać, podziękował za taniec i udał się do kolegów.
Wypowiedź nieznajomej zaczęła go jednak dręczyć. Podszedł do chłopców z „chemika” i zapytał ich: kim jest ta „Mała”, z którą tańczyłem ?
To jest nasza profesorka od matematyki, odpowiedzieli koledzy, a nazywa się Krystyna O. No tom narobił Masi bigosu - skonstatował Wojtek. Za kilka minut, kiedy orkiestra zaczęła grać tango, Wojtek podszedł do pani profesorki, ukłonił się szarmancko i zapytał: „Czy mogę panią profesor prosić do tańca”. Na rozpoczęcie pocałował tancerkę w rękę, co nie było w jego zwyczaju. W czasie tańca, zaś zaczął mocno przepraszać.
Bardzo panią profesor przepraszam, za nietaktowne zachowanie i przyrzekam, że to już się nigdy nie powtórzy. Nie miałem pojęcia, że profesorka może stać razem z dziewczynami.
Profesorka przerwała Wojtkowi długie wywody, słowami:
Po pierwsze nie widziałam w twoim zachowaniu żadnego nietaktu, a w ogóle chciałam cię zapytać, dlaczego zwracasz się do mnie teraz „per pani”, co mam ci też mówić na „pan”?
I tak oto Wojtek, został na „ty” z profesorką swojej siostry.
Krystyna O., opowiadała mi o tej zabawie w „ogólniaku”, a było to podczas występów Wojtka, na biwaku harcerskim, kończącym „Rajd po Ziemi Wiślan”, w Wiślicy w czerwcu 1970 roku.
Bogdan Ptak - serdeczny przyjaciel Wojtka od lat szkolnych w liceum
Bogdan Ptak artysta malarz, spotkał się po raz pierwszy z Wojtkiem Belonem na egzaminie wstępnym do Liceum Ogólnokształcącego w Busku Zdroju. Od tego momentu zawiązała się między nimi przyjaźń. Nic dziwnego, obaj mieli tzw. „zacięcie” artystyczne, interesowała ich plastyka, muzyka, poezja oraz byli pasjonatami turystyki. Uczestniczyli we wszystkich rajdach po Górach Świętokrzyskich, zdobywali punkty na Górską Odznakę Turystyczną (GOT) oraz uprawiali turystykę pieszą po Ponidziu i zdobywali punkty na OTP.
Podczas ferii i wakacji razem odwiedzali rodzinę Wojtka w Kwidzynie, lub rodzinę Bogdana w Bieszczadach. Jako uczniowie LO brali udział w różnych konkursach organizowanych w szkole lub w Domu Kultury.
Podczas Konkursu Pieśni Zaangażowanych, którego organizatorami byli: Radio Kielce i Buski Dom Kultury, Wojtek wystąpił w spodniach z cętkami lamparta i w koszuli w kolorowe kwiaty. Jury konkursu zastanawiało się czy dopuścić go do udziału w „tak nieprzyzwoitym stroju”. Wojtek , w ten sposób chciał zaprotestować przeciwko obowiązującym normom ujednolicania wszystkich ludzi, „zaszufladkowania ich” do jakichś z góry ustalonych „klas ”. Wojtkowi nie podobało się wiele zwyczajów wówczas obowiązujących, jak np. propagowanie pseudo folkloru, bezmyślne naśladownictwo tzw. „radzieckich wzorców życia”.
W buskim liceum założył Klub „Dla odmiany”, organizowano tam happeningi, kabarety, teksty pisał Wojtek Belon, a melodie Bogdan Ptak, który także uczył Wojtka gry na gitarze. Działalność ta była możliwa dzięki dyrektorowi liceum Bogdanowi Orłowskiemu, który także pragnął stosować nowe metody wychowawcze, różniące się od rygoru jaki stosował jego poprzednik .
Klub „Dla odmiany” zajmował się także prowadzeniem dyskusji na temat literatury, poezji, muzyki, szczególnie interesowali się muzyką Lutosławskiego i piosenkami Bułata Okudżawy, dyskutowano o nowych filmach, recytowano wiersze Jerzego Harasymowicza – którego Wojtek uważał za Mistrza.
Praca Klubu to była działalność „ponad przeciętność”, a to wszystko dzięki Wojtkowi, który był nowatorem, cechowała go uczciwość i partnerskie oddziaływanie na swych kolegów.
Zakochany w pięknie Ponidzia, zaczął propagować ten region swymi wierszami i piosenkami, wykorzystują do ich popularyzacji folklor – muzykę ludową, ale robił to wszystko dokładnie, z wyczuciem i jak się okazuje z dużą dozą wiedzy o kulturze i tradycjach ludowych.
Wojtek swe wiersze dedykował swym koleżankom i przyjaciołom, np. wiersz: „Poślę dziewczynie” , dedykował siostrze Bogdana Ptaka – Ewie Ptak.
Po ukończeniu liceum Bogdan Ptak bardzo często spotykał się z Wojtkiem – w Busku Zdroju, w Krakowie i w innych miejscowościach.
Wojtek Belon „Bellon”
Wojciech Jerzy Belon syn Jerzego i Wandy ze Stępnikowskich, urodził się 14 marca 1952 roku w Kwidzynie. Lata dziecięce Wojtek spędził w Skarżysku Kamiennej, bowiem rodzice przeprowadzili się z Kwidzyna, na krótko do Opola Lubelskiego (tam mieszkali dziadkowie ze strony ojca), a następnie do Skarżyska Kamiennej.
W 1959 r. Wojtek rozpoczął naukę w Szkole Podstawowej w Skarżysku Kamiennej , a jego młodsza o dwa lata siostra Małgorzata rozpoczęła naukę w tej samej szkole w 1960 roku.
Od roku 1965 Wojtek mieszkał z rodzicami w bloku „A” na osiedlu Świerczewskiego (obecnie blok ten nosi numer 8), był to pierwszy blok mieszkalny na budującym się wówczas osiedlu.
Od ul. Świerczewskiego (obecnie Batorego) do Zdroju, pomiędzy al. Mickiewicza a projektowaną wówczas ul. prof. J.W. Grotta, nie było ulic Armii Krajowej i J. Słowackiego, a były tylko sady owocowe. Nosiły one nazwy pochodzące od nazwisk właścicieli sadów, czyli: Jureckich, Panka, Jelonkiewicza, Danka, Domagały itd.
Miedze pomiędzy sadami były (nieoficjalnie) ciągami spacerowymi, którymi osoby udające się z centrum miasta do Zdroju, skracały sobie drogę do pracy w uzdrowisku. Ponadto ówczesną al. Mickiewicza przemieszczały się wszystkie pojazdy z Kielc, Stopnicy, Pińczowa w kierunku Wiślicy i Nowego Korczyna. Innej drogi nie było i nic dziwnego, że spacer do Zdroju w godzinach szczytu, wprawdzie chodnikiem, nie należał do przyjemnych i większość mieszkańców wolała latem spacer miedzami, przez sady (polami, jak wówczas mówiono) - bowiem tam była cisza i czyste powietrze.
Wojtek z okien swego domu mógł podziwiać wiosną kwitnące czereśnie, śliwy, jabłonie i grusze, latem dojrzewanie owoców i na pewno z kolegami „robili wypady” na czereśnie i jabłka. Zimą roztaczał się wspaniały widok na panoramę bezlistnych drzew pokrytych białym szronem lub puchową kołdrą śniegu.
Pod koniec lat sześćdziesiątych, Busko Zdrój poczęło się szybko rozbudowywać. Miasto i uzdrowisko przeżywało boom, budowano nowe osiedla mieszkaniowe (Świerczewskiego, Sikorskiego, Kościuszki, Pułaskiego, Krasickiego (ob.Andersa) Wola (ob. Piłsudskiego) oraz w rejonie Zdroju powstawały osiedla i ulice domków jednorodzinnych tzw. pensjonatów.
Jedną z takich pierwszych ulic, była ul. J. Słowackiego. Bodajże jako pierwsi sprzedali swój sad pp. Dankowie i podzielili na działki budowlane. Nowi właściciele działek przystępując do budowy domów, w pierwszej kolejności wycięli drzewa owocowe. Tak być musiało i Wojtek zdawał sobie z tego faktu sprawę, ale ubolewał bardzo, że zniszczono przyrodę, którą bardzo kochał.
Z rozmyślań Wojtka, kiedy patrzył z okna swego domu na wycięte drzewa, powstał wiersz „Sad”, który dedykował swojej siostrze Masi.
Sad
Siostrze Masi
W moim mieście wyrąbali sady
Ciągnące się szeroko hen aż po Zdrój
W moim mieście wyrąbali sady
Pachnące wiosenną zamiecią
I lata owocem dojrzałym
sad
W moim mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
sad
W moim mieście wyrąbali sady
Z dawien zwane od ich właścicieli mian
W moim mieście wyrąbali sady
Jesiennym się dymem snujące
Pod śniegiem jak ule w pasiece
sad
W moim mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
sad
Nie pozostały nawet kikuty drzew
Ani cień ani trawy
Ani pole które resztkę promieni żarło
By wzrósł siew
Tylko twarze domów twarze
Wpatrzone oknami w miejsce gdzie trwał
Obcy zupełnie im obcy świat
sad
Kolejka od czwartej nad ranem
Ten spod piątki jak zwykle pijany
Że też żona na niego nie bluźni
Ty na obiad jak zwykle się spóźnisz
Dziecko spać chce balanga na górze
Ileż można wytrzymać tak dłużej
Ileż można wytrzymać tak dłużej
W naszym mieście wyrąbali sady
Więc stwórzmy sad własny po horyzont aż
W naszym mieście wyrąbali sady
Więc spłodźmy go w znoju miłości
Niech drzewa jak dzieci wnuki przyniosą nam
Te niech jadą niech płyną niech lecą
Z nadzieją że gdzieś na nie czeka świat
My zaś w oknach smutnych swych bloków
Chusteczki podnieśmy by machać im w ślad
W naszym mieście wyrąbali sady
I nieważne kto wyrąbał
Bo ważny jest fakt
Że w nas trwa
Że w nas trwa
Że w nas trwa
SAD
W Busku Zdroju przy ul. Bohaterów Warszawy nr 6, stoi zabytkowy budynek z XIX wieku, który wybudował założyciel Uzdrowiska Busko – Feliks Rzewuski. Na początku XX wieku właścicielem tego domu został Jan Król ( 1886 – 1963), pochodzący z Sosnowca, działacz niepodległościowy. W latach 1905 - 1907 Jan Król wraz ze swym młodszym bratem, byli członkami „piątki bojowej” PPS na rejon Busko. Od 1905 r. dom Króla był punktem kontaktowym dla kurierów i uciekinierów politycznych, kierujących się z zaboru pruskiego lub rosyjskiego do Galicji. Po odzyskaniu niepodległości Jan Król był radnym miejskim, działaczem ruchu ludowego, a w latach 1928 – 1930 posłem na Sejm RP.
Na tyłach dom nr 6 (obecnie ul. Staszica) była piekarnia Królów, a od strony ulicy był sklep z wyrobami piekarskimi.
Po śmierci Jana Króla, piekarnię przejęła wdowa po Janie Królu i syn Czesław (1931 – 1971), dobrze zapowiadający się artysta – rzeźbiarz. Niestety jego ambicje artystyczne nie zostały zrealizowane w pełni, (miał kłopoty ze zdaniem matury) i nie został przyjęty na Akademię Sztuk Plastycznych, bowiem ówczesne władze nie patrzyły „miłym okiem” na syna „sanacyjnego posła”.
Czesław Król zmuszony został podjąć się prowadzenia piekarni, ale w wolnych chwilach oddawał się swej pasji rzeźbiarskiej w drzewie lipowym. Spod jego dłuta wychodziły piękne płaskorzeźby, portrety oraz prace o tematyce sakralnej. Niestety zbiór jego prac nie zachował się, a poszczególne prace znalazły się w zbiorach prywatnych kolekcjonerów.
Wojtek często przychodził do piekarni Cześka Króla na świeże bułeczki, a najbardziej smakował mu chleb z Cześka piekarni. Lubił wdychać woń pieczonego chleba, rozmawiał z Cześkiem o jego rzeźbach. A, że pieczenie chleba odbywa się w nocy, aby wczesnym rankiem pieczywo mogło się znaleźć w domach na śniadanie, praca piekarza różniła się od pracy innych rzemieślników. Czesiek kładł się spać o świcie, wstawał w południe, a po południu oddawał się swemu hobby czyli rzeźbieniu, wieczorem rozpoczynał pracę zawodową w piekarni.
Wizyty Wojtka u Cześka w piekarni przeciągały się do późnych godzin nocnych. On patrzył na piekarza nie tylko jako rzemieślnika, ale także artystę - w swoim zawodzie.
9 września 1971 roku Busko Zdrój obiegła smutna wiadomość – Czesław Król nie żyje, miał zaledwie 40 lat. Nikt nie mógł pojąć, dlaczego targnął się na swoje życie.
Wojtek był wówczas już po maturze i szykował się na studia, wiadomość o śmierci przyjaciela bardzo go wzruszyła. Swój żal po zgonie artysty przelał na papier i tak powstała:
„Ballada o Cześku piekarzu”
chleba takiego jak ten od Cześka
nie kupisz nigdzie nawet w Warszawie
bo Czesiek piekarz nie piekł lecz tworzył
bochny jak z mąki słonecznej kołacze
kłaniali mu się ludzie gdy wyjrzał
przez okno w kitlu łyknąć powietrza
a kromkę masłem smarując każdy mówił
nad chleb ten chleb od Cześka
chleb się chlebie chleb się chlebie
bo nad chleb być może co
chleb się chlebie chleb się chlebie
niech ci nigdy nie zabraknie
drożdży wody rąk i ziarna
a o porankach chlebem pachnącym
gdy pora idzie spać dla piekarzy
zaczerwienione przymykał oczy Czesiek
i siadał z dłutem przy stole
ciągle te same włosy i trochę
za długi nos w drewnie cierpliwym
rzeźbiły dłonie dziesiątki razy
w poranki świeżym chlebem pachnącym
kurła tobi mati buła
mruczał piekarz w żyłach krwią
kurła tobi mati buła
myśli moje niespokojne myśli moje rozognione
idźcie idźcie wszystkie stąd
nikt takich słów jak miasto miastem
nie znał i źle się dzieje mówili
na obraz czerniał Czesiek razowca
kruszał podobnie bułce zleżałej
gdy go znaleźli na pasku z wojska
dłuto jak wbite miał w garści
i nie wie nikt co Cześka wzięło
lecz śpiewa każdy jak miasto miastem
chleb się chlebie chleb się chlebie itd.
Ukochał Wojtek Ponidzie i tu właśnie w maju 1985 r. ziemia buska przyjęła doczesne szczątki Wojtka Belona ( 14.03.1952 – 3.05.1985 ) i utuliła go do snu wiecznego.
Spoczął Wojtek na buskim cmentarzu obok powstańców 1863 roku i por. Aleksandra Uchnasta – sędziwego weterana, wychowawcy pokoleń młodzieży. Bliskim jego sąsiadem stał się Zdzisław Zemła, żołnierz AK – harcerz, bohater z duszą artysty, który nawet swój pseudonim – „Klarnet”, wziął z umiłowania muzyki. Kilkanaście metrów dalej, leży artysta – rzeźbiarz Czesław Król, którego Wojtek opłakiwał w „Balladzie o Cześku piekarzu”.
Tekst opracowano na podstawie materiałów przekazanych przez Pana Leszka Marcińca
Zachęcamy do zapoznania się z artykułem, który ukazał się naszych łamach z okazji 70 rocznicy urodzin Wojtka Belona: https://busko.com.pl/wojtek-belon-piewca-ponidzia
/red/
REKLAMA
Komentarze (0)
Uwaga: Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Za wypowiedzi naruszające prawo lub chronione prawem dobra osób trzecich grozi odpowiedzialność karna lub cywilna. IP Twojego komputera: 18.97.9.174